„W kontakcie z innymi ludźmi są dla nas niezmiernie ważne zapach, przytulenie, podanie ręki na powitanie. Widzę wśród dzieci natężone przejawy agresji. To jakby próba odtworzenia pierwotnej mapy w ciele” – o tym, jak doświadczenie lockdownu wpływa na dzieci, młodzież i dorosłych i co materializuje się w gabinetach psychoterapeutycznych, rozmawiamy z psychoterapeutką Magdaleną Rudzińską.

 

Mental Path: Jak na lockdown zareagowali najmłodsi?

M.R.: Od lat pracuję z dziećmi. Dla mnie najtrudniejsze było to, że w okresie twardego lockdownu nie wolno było dziecka dotknąć: poklepać po ramieniu, wziąć trzy czy czterolatka do gabinetu za rękę, bo dziecko intuicyjnie tę rękę do nas wyciąga. Wówczas jestem w konflikcie ze sobą. Rodzą się pytania: czy dbam o bezpieczeństwo jak inaczej, ale w pełni wejść z dzieckiem w kontakt. Przecież w kontakcie z innymi ludźmi są dla nas niezmiernie ważne zapach, przytulenie, podanie ręki na powitanie. Widzę wśród dzieci natężone przejawy agresji. To jakby próba odtworzenia pierwotnej mapy w ciele. Przecież z łaciny „agresja” oznacza w ogóle wejście w kontakt, sięganie, przekraczanie, współcześnie jest niemal tożsama z przemocą. Na przykład, zwykła dziecięca gra w „anse-kanabse”, którą wiele z nas pamięta z dzieciństwa to najlepszy przykład stymulacji sensorycznej, wymiany dotyku, wspólnotowego kręgu. Rodzi mi się pytanie o to, jak siebie obecnie „dotykamy” w rzeczywistości online.

Zamiennikiem kontaktu fizycznego jest rzeczywistość online.

Mental Path: I jakie rodzą się wnioski?
M.R.: Przywykliśmy do tego, że zamiennikiem kontaktu fizycznego jest rzeczywistość online. Jak siedzę tutaj teraz z tobą i rozmawiamy w gabinecie, to mój głos, który jest naturalnie falą akustyczną, płynie w twoim kierunku i już cię dotyka. Nie jest zmodyfikowany, nikt w nim nie pośredniczy: światłowód, maszyna, głośnik. Jesteśmy w naturalnym kontakcie i następuje wymiana. Oczywiście jest i ryzyko infekcji. Kiedyś nie zwykliśmy analizować ryzyka zachorowania w zwykłym kontakcie fizycznym z drugim człowiekiem, a nawet jeśli byłoby to objawem pewnej określonej grupy zaburzeń. W pandemii tło i figura zamieniają się miejscami.

W kontakcie online widzimy tylko część siebie, co jest niebywale przebodźcowujące. Mózg pozbawiony informacji, które płynęły z komunikatów niewerbalnych, przetwarza na pełnych obrotach. Mówiąc kolokwialnie: procesor jest „przegrzany”. Stara się poznawczo kompensować to czego został pozbawiony, a został pozbawiony pierwotnego, intuicyjnego czucia partego na pełnym zaangażowaniu zmysłów. Nie mieszają się oddechy, nie widzimy w pełni, jak drugie ciało na nas reaguje. Jesteśmy tak naprawdę gdzieś w oddaleniu. Istnieje taka hipoteza, że nasza reprezentacja relacji międzyludzkiej zaczyna być oparta o nasza fantazję i projekcję. To jest temat do badań i jestem pewna, że takie będą realizowane.

 

Mental Path: Czy kontakt online w relacji terapeutycznej ma tylko słabe strony?
M.R.: Oczywiście, że nie. Jeśli chodzi o proces skupiania uwagi poznawczej w relacji terapeutycznej – ten kontakt jest intensywniejszy. Pracuję z dziećmi z zespołem Aspergera i widzę, że są w stanie mocniej sfokusować się na zadaniu, w krótkim czasie są w stanie mocniej się skoncentrować na wykonaniu zadania. Natomiast rodzi się pytanie, czy w przypadku pracy z zespołem Aspergera precyzyjne wykonanie zadania jest czynnikiem rozwojowym. Jestem daleka od oceny, mogę się dzielić doświadczeniem, które mam w sobie w reakcji na nie. Nie chciałabym oceniać tych dwóch światów. One będą ze sobą współwystępowały. Mam cały czas ochotę przywracać, czym jest jednak aspekt człowieczeństwa, doświadczenia i czy on może być pełny w sytuacji online.

 

Mental Path: Jak lockdown wpłynął na relacje szkolne? Dzieci niedawno wróciły do szkół po niemal roku pracy zdalnej.

M.R.: Od wielu lat zajmuję się procesami grupowymi, obserwuję dynamikę ich przebiegu. Widzę, że następuje złamanie linearnego przebiegu tych procesów. Uczniowie we wrześniu naturalnie powinni być w pierwszych tygodniach nauki w tzw. fazie – orientacji i zależności. To taki moment, kiedy potrzebują zależności, prowadzenia autorytetu a agresja i bunt są wygaszone. Gdybym miała powiedzieć, czym się zaczął wrzesień, to zaczął się fazą konfliktu, bardzo mocną fazą autonomii, czyli manifestacją tego, żeby zakomunikować, jaki jestem, czego potrzebuję i gdzie są moje granice. Współistnieje z tym wysoka nietolerancja frustracji, niezdolność odraczania, koncentrowania uwagi. Procesy grupowe przebiegają więc po lockdownie inaczej i na ten moment są nieprzewidywalne. Nauczyciel, który wejdzie w rolę obserwatora, wykaże otwartość na to doświadczenie i nowy proces, nie konfrontuje się jeszcze tak boleśnie z bezsilnością. Moje doświadczenie we współpracy ze szkołami mówi jednak o tym, że nauczycielom najbardziej doskwiera bezsilność i brak nowych opartych na aktualizacji metod, jak reagować na takie procesy. Mamy więc grupę i nauczyciela momentami bezradnego w roli autorytetu. Od pierwszego spotkania doświadczamy chaosu, mamy wrażenie, że coś nie jest takie, jak by się można było spodziewać. Że trudno zareagować schematem, szablonem. Co ważne, deficyty uwagi to już nie tylko przypadki dzieci ze zdiagnozowanym ADHD, tylko tak naprawdę u 30 proc. uczniów, którzy pracowali zdalnie. Trudno im się skupić ponownie podczas zwykłej lekcji. Jak jeszcze do tego dojdą procesy w sekwencji nauczania hybrydowego, czyli ten tryb będzie przerywany procesami adaptacji do nowych warunków, a potem wyjścia i kolejnej adaptacji do warunków bycia w grupie – znowu rodzi się pytanie, co dalej. Jeszcze nie wiemy, jakie te stresory i to napięcie mają skutki długofalowe czy dalekosiężne.

 

Potrzebuję kontaktu fizycznego i boję się go

 

Mental Path: Same niewiadome i skrajne: potrzebuję kontaktu fizycznego i boję się go. Wchodzę w niego zbyt gwałtownie lub nieśmiało.

M.R.: Warto się zastanowić, co nam wewnętrznie robi taka informacja: że człowiek, z którym potrzebuję kontaktu fizycznego i bliskości, zaczyna być jednocześnie nośnikiem zagrożenia, nowego nieznanego wirusa, a w konsekwencji nawet śmierci. To może budzić emocje ambiwalentne. Symbolicznie można powiedzieć, że taka sytuacja wzmacnia ambiwalentny styl przywiązania: jednocześnie chcę zbliżenia i odrzucam. Budzi się pierwotny, atawistyczny lęk: dla siebie nawzajem możemy być nośnikami miłości i śmierci jednocześnie. To operacja na bardzo dużych kwantyfikatorach. Uruchamia w relacji polaryzację.

 

MP: Oprócz tego wszyscy jesteśmy „oprawieni” w skórę.
M.R.: Ewolucyjnie od pierwotnych organizmów pochodzi konstrukcja naszego układu nerwowego. Tzw. twór siatkowaty, dzięki któremu jesteśmy w stanie odczytywać najdelikatniejsze bodźce. To przejawia na przykład tym, że nawet jeśli stoimy do kogoś tyłem, to czujemy, że ktoś się zbliża. Ta wrażliwość przestrzenna to nasz spadek po najprostszych organizmach, które, żeby przetrwać, musiały reagować na najmniejsze drgnienia w przestrzeni, zmiany temperatury, fale, podmuch wiatru. W związku z deprywacją, w moim przekonaniu ta zdolność zanika. Maski w pandemii odcinają nas od zmysłu powonienia, są barierą dla podstawowego procesu biologicznego, czyli oddychania. Dopiero za jakiś czas dowiemy się, co nam to robi lub co zrobiło.

MP: Jak temu zapobiegać?
M.R.: Uważam, że najlepiej, jeśli ze sobą i ze światem pozostaniemy w możliwie pełnym kontakcie fizycznym tak bardzo, jak to jest możliwe. Kiedy rozmawiam z trzylatkiem, kucam i ściągam maskę, jeśli warunki na to pozwalają. To warunkuje najpełniejszy kontakt. Tyle że ja mam do tego przygotowanie zawodowe i od zawsze naturalnie to czułam. Pytanie, co się stanie z nami i światem, jeśli pozostaniemy „odwrażliwieni”. Na pewno zmierzamy w jakimś kierunku. Jednak prawda jest taka, że możemy go wyznaczać, kreować. W dzisiejszym świecie mamy już dostęp do wszystkiego – teraz pytanie, jakiego świata chcemy. Owszem, tkwimy w globalnym „nie wiem”, ale do tego każdy może dołożyć swoje doświadczenie wewnętrznego „wiem”. Mimo że siedzę w swoim gabinecie terapeutycznym, czuję między nami znak równości. Dzielimy się nawzajem spostrzeżeniami i bezradnością. Ani Moje nie jest lepsze, ani gorsze, ani Twoje. Wchodzimy w proces naturalnej wymiany, mamy warunki ku temu, nic nam połączenia nie przerywa, nikt nie robi hałasu, czujemy bliskość. To jest wymiar „głębi relacyjnej”.

 

Budowanie relacji międzyludzkich budziło frustrację

 

MP: Komu jest trudniej: młodszym, czy nastolatkom?
M.R.: Dzieci w wieku wczesnoszkolnym są bardziej reaktywne, ale też dobrze znoszą, a dobre wspominają okres lockdownu jako czas bliskości z rodziną . U młodszych dzieci procesy adaptacji przy ich naturalnej zdolności do ekspresji są mierzalne. U młodych dorosłych jest trudniej – doświadczali więcej izolacji co w procesie kształtowania tożsamości i intensywnej potrzeby budowania bliskich relacji międzyludzkich rodziło znaczną frustrację, poczucie osamotnienia, a nawet prowadziło do depresji. U nastolatków jest jeszcze inaczej, bo mierzą się z etapem burzy hormonalnej. Oczywiście  wszystko zależy od osobowości, od temperamentu, od układu nerwowego, w jakim jesteśmy wyposażeni, ale wszyscy mamy jakąś potrzebę stałości. Są osoby takie, które lepiej lub gorzej się odnajdują w takich warunkach, natomiast oczekiwanie, co dalej – wywołuje napięcie. Z reguły żyjemy tu i teraz. Oczywiście możemy oczekiwać w kontekście celów, pracy zawodowej, żeby patrzenie, co dalej, było wyznaczane przez określone punkty na mapie życia. Ósmoklasiści zastanawiają się, jaką szkołę wybrać. Maturzysta – jakie studia. Młodzi dorośli – co po ślubie. To, co dalej, jest wyznaczane i regulowane przez świat społeczny, organizacje, struktury. I jest w fazie przemian. Wciąż czegoś nie wiemy: czy można się będzie poruszać, podróżować, czy będą kolejne szczepienia. Wszyscy wypatrujemy jakiegoś punktu, momentu na horyzoncie, ale równocześnie nie wiemy, co jest tym absolutem. Mam ochotę przywołać słowa duńskiego filozofa – „żyjemy, patrząc w przód, a poznajemy życie, patrząc wstecz”.

 

MP: Zmieniły się również funkcje naszych domów.
M.R.: Wiele zaczęło funkcjonować w modelu „multiplayer”. W rodzinach wielodzietnych zdarza się przecież, że dzieci odbywają zajęcia online np. w łazience. Wyobraźmy sobie to. Wcześniej praca i nauka podlegały strukturze wyznaczonej przez konkretne miejsca i obszary, np. jestem w pracy – pracuję, a w domu – odpoczywam. Teraz te „struktury”, oddzielne przestrzenie musiały zaistnieć w naszych umysłach. Są osoby, które w takich sytuacjach z natury świetnie sobie radzą, ale na dłuższą metę u nas wszystkich prowadziło to doświadczenia subdepresyjnego. W przypadku braku możliwości wyjścia na zewnątrz zaczęłam obserwować u moich pacjentów nasilające się zaburzenia depresyjne. Było mnóstwo kryzysów małżeńskich, nasiliła się przemoc domowa. Rzadko pytamy, jak małżonkowie, partnerzy odreagowują bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Lockdown zniósł naturalne możliwości złapania oddechu. Relacja międzyludzka pracuje przecież na symbolice pracy serca  – skurcz i rozkurcz. Bliskości i dystans. Wiadomo, że serce ma określone ciśnienie. Jak ma niedociśnienie czy nadciśnienie, to nie pracuje dobrze. Każdy człowiek potrzebuje być w naturalnej samotności, czy swobodnie się przemieszczać. Zamknięcie oznaczało, że wiele osób zostało pozbawionych możliwości regulowania swoich potrzeb. Niemniej kluczowe jest znalezienie tego rytmu i harmonii na nowo. I tego nam, mojej rodzinie, pacjentom i wszystkim zanurzonym w tej rzeczywistości ludziom życzę.